Nieliczne światła tańczyły na jezdni tamtej nocy, raz po raz echem
odbijały się dźwięki klaksonów, a jeszcze rzadziej można było dostrzec
jakąkolwiek, żywą, bądź nieżywą duszę. W cierpkim powietrzu unosił się zapach
spalin, zmieszany z wonią zmokłego żyta. Wąski asfalt okalały od lewa, jak i od
prawa pola blokując przejazd na główną drogę krajową. Wartki ruch panował tam
nieczęsto, zazwyczaj z dróżki korzystali rolnicy, zagubieni turyści, bądź mieszkańcy
niewielkiego, od lat zapomnianego miasteczka, o wdzięcznej nazwie Cliff Of Thorns, którzy wybierali się ku
przygodzie, na tak zwaną „Otwartą Anglię”.
Miejscowość bowiem była szczególnie odcięta
od reszty świata, zaszyta za gęstym lasem, który niegdyś, jeszcze za życia
Nelsona, należał do najwyższych monarchów Angielskich, gdyż to właśnie
najstarsze dęby, trwające wiernie, nie dając za wygraną wiekom, pamiętały, jak
wzwyż i w szerz wznosiła się warowna budowla nazwana przez samą Elżbietę
Pierwszą Wielką „Square Whispers”.
Wrak pałacu nie został rozebrany, stał tak od kilkunastu pokoleń, obalony przez
Napoleona i przez nikogo więcej nie tknięty. Park wokół zarósł na dobre,
przekształcając się w szkarłatny las, podobnie jak drogi dojazdowe, powodując,
iż miasteczko utonęło w zapomnieniu. Z czasem i mapy przestały o nim wspominać,
pozwalając, aby zniknęło, a wraz z nim wspomnienia o czasach chwały dla dawnych
mieszkańców. Każdy Anglik wiedział, że nie ma tam po co jechać, o ile miał
świadomość istnienia mieściny. Dlatego ruch zmalał do prawie zerowego stopnia.
Wtem przez mżawkę przedarły się dwie lampy
samochodowe, rozbłysnęły, aby następnie zgasnąć, lecz przez ten ułamek sekundy,
gdy odbijały światło w oddali można było dostrzec kolejne, trochę dokładniej
zarysowane, skierowane w stronę wyjazdu z Cliff Of Thorns. To musiało być auto,
ponieważ dało się słyszeć niewyraźny warkot silnika. I znów. Te światełka,
jednak tym razem pozostały chwilę dłużej, a zawtórowała im praca przestarzałego
Camaro. Chude, męskie dłonie, zakończone długimi, krzywymi palcami smyknęły po
masce samochodu, następnie ją zatrzaskując. Dźwięk odbił się echem, a tuż za
nim było delikatne stęknięcie.
Gdzieś w oddali zagrzmiało, praca silnika
drugiego auta stawała się coraz głośniejsza, podobnie krople deszczu opadające
na nierówny asfalt wzrosły w siłę, powodując ogromną ulewę, bicie serca,
nierówny oddech, szumienie żyta. To wszystko, każdy najmniejszy dźwięk, stukot.
W jednym momencie odniósł wrażenie, że słyszy i jej myśli. Osoba za kierownicą była
kobietą, wyczuł to od razu, podobnie jak obecność osoby trzeciej. Nie musiał
długo się zastanawiać. Wiedział.
- Oszalałeś?! – wsłuchiwanie się w muzykę
graną przez świat przerwał głos. Mężczyzna obrócił się od niechcenia i mierząc
nieproszonego gościa lodowatym spojrzeniem, odetchnął ciężko. Jednak nic nie
odparł – Charles, cholera, mówię do ciebie! – chłopak nie przestawał gorączkowo
gestykulować.
- Nie jestem głuchy – odparł po chwili
zastanowienia przerywając zbulwersowanie rozmówcy. Wtedy doprowadził go do
szewskiej pasji.
- Ale głupi, nie możesz tego zrobić!
- Owszem, mogę – Charles wydawał się być
niewzruszony całą sytuacją, jakby ona go bawiła, jakby odczuwał satysfakcję z
denerwowania kolegi.
- Charlie, proszę, przemyśl to…
- Finn! – krzyknął wreszcie i wsiadł do samochodu,
lecz nie zamknął drzwi – przemyślałem – dodał spokojniej, pokazując, że opinia
Finna, nie zmienia jego zdania w najmniejszym stopniu.
- Zabijesz ją!
- Nie zabiję, ja… - Charlie nie wiedział co
powiedzieć. Finn miał odrobinę racji, wróć, Finn miał pełną rację, ale nie mógł
okazać słabości, nie w tej sytuacji.
Przełykając głośno ślinę zatrzasnął
drzwiczki i odpalił Camaro. Poczuł jak przeżerają go wątpliwości. Z pewnością
wiedział, co robi. Miał pełną świadomość tego jakie plusy, a jakie minusy przyniesie
zdradliwa noc. Jednak poddał się konieczności, wcisnął pedał gazu ruszając
naprzeciw drugiemu samochodowi, który był coraz bliżej i bliżej. Zamknął oczy
słysząc szepty, wtórowało im łkanie wydostające się ruin Square Whispers, te
głosiki, one wrzeszczały dokładnie i jednostajnie „Charlie, Charlie, Charlie!”,
lecz ani one, ani Finn go nie powstrzymały. Zacisnął dłonie na kierownicy, słysząc
przedzierający się przez głuchą powłokę damski krzyk – Charlie zniknął. Tak po
prostu. Rozpłynął się pozwalając aby Camaro zderzyło się z jakimś nowym gratem.
Dalej? Dalej była tylko czarna, niezmierzona pustka…
~*~
Witam serdecznie na moim pierwszym blogu! Jej, koty za płoty i te de i te pe... To może zacznę od początku. Nazywam się Juls, będę tutaj publikowała moje pierwsze opowiadanie, które w sumie było pisane na książkę, jakieś dwa lata temu. Dlatego zamierzam te kilka opasłych w treść rozdziałów podzielić na części. Szczerze mówiąc to w blogosferze nie jestem nowa. Znalazłam się tu już jakiś czas temu, ale ograniczałam się do czytania. Nawet komentarzy nie zostawiałam! Dlatego wiem mniej więcej, jak powinien wyglądać schludny blogasek ;) Za zachęcenie mnie do publikacji dziękuję przemiłej Nogitsune, no i pomoc w dobraniu twarzy bohaterom. Nigdy tego nie robiłam, dlatego Wam również polecam wyobrażenie sobie postaci za pomocą opisów. Co by tu jeszcze... No mam nadzieję, że prolog się spodobał i zachęcił do dalszego czytania. Polecam przejrzenie zakładek, gdyż w nich zawarłam to, co najważniejsze na sam początek. Hmm, no. Skończyłam. Trzymajcie się ciepło. Pozdrawiam!